niedziela, 28 grudnia 2008
Jak było? Tego opowiedzieć słowami nie sposób. W każdym razie po powrocie na dół chce się jeszcze. Czujesz, że już za tydzień mógłbyś zdobywać Himalaje. Ale, ale… A propos dalekich górskich wypraw! Poniżej przedstawiam plan kpwpw na najbliższe miesiące, wygórowany, ale realny.
Styczeń: wyprawa po Wrocławiu
Luty: wyprawa po Wrocławiu
Marzec: wyprawa na Śląsk
Kwiecień: wyprawa w Sudety
Maj: do ustalenia
Czerwiec: do ustalenia
Lipiec: wyprawa w Alpy
Jeśli chcesz się przyłączyć do kpwpw i przejść sześciomiesięczną przeprawę piechura zakończoną wielką przygodą w najwyższych górach Europy, pisz na kpwpw@wp.pl
piątek, 28 listopada 2008
kpwpw 005
piąty odcinek sagi o wrocławskich piechurach, w którym pan ogon tknięty telepatycznym przekazem wyrusza ku ujściu Ślęzy (do Odry)
piątek, 21 listopada 2008
paździenik
zaczęliśmy od ulicy Wojciecha z Brudzewa, a gdy weszliśmy na wał przeciwpowodziowy naszym oczom ukazał się przepiękny obiekt bankietowy.
i tak o to, po krótkiej paraptetówce znaleźliśmy się u początku ul. Powstańców Śląskich z postanowieniem przejścia jej od tego początku, aż do końca
brandnew bank. gotowiusieńki na przyjęcie klientów. W środku już pełne wyposażenie, nawet ochroniarz: tylko sprzęt jeszcze zafoliowany, ale wystarczy zedrzeć opakowania, posadzić ludzi przy biurkach i na drzwiach dać wywieszkę "otwarte". Ileż to banków namnożyło się ostatnio we Wrocławiu? Otwierają je jak salony mcdonalda.
niedziela, 14 września 2008
przyznam, że rzeczywista wyspa okazała się znacznie większa od tej, którą dotychczas nosiłem w wyobraźni, pomimo tego, że kilkakrotnie miałem przyjemność świętować na niej hucznie i przy ognisku otwarcie sezonu imprez plenerowych.
czyżby sensacja? naścienne malowidła na Wyspie Opatowickiej do złudzenia przypominają przedceltyckie rysunki z irlandzkiego newgrange!
poniedziałek, 8 września 2008
na kolanach
poniedziałek, 1 września 2008
kpwpw 004
czwartek, 31 lipca 2008
Zamknięty w ramionach ulic Traugutta, Kościuszki, Pułaskiego leży tak zwany Trójkąt Bermudzki: strefa Wrocławia, w której ludzie znikają bez wieści. Kpwpw postanowił eksplorować ten obszar, nasza ciekawość nie zna granic.
Ulicą Traugutta weszliśmy w pochodzącą z XIX/XX wieku zabudowę. Wraz z zagłębianiem się w rynnę kamienic potęgowało się w nas klaustrofobiczne wrażenie zamknięcia w kamiennej skrzyni. Od dołu bruk i asfalt, po obu stronach zdewastowane budynki z odłażącym płatami tynkiem. Gdzieniegdzie powybijane szyby najwyraźniej opuszczonych mieszkań przydawały nastroju nie tyle grozy, co zapomnienia.
Weszliśmy przez najbliższą bramę. Remont; znak, że od strony centrum napiera nieubłaganie moc biznesu, dla którego obszerne kamienice i teren w samym środku Wrocławia to zbyt łakomy kąsek, żeby zostawić go w spokoju.
Pomyślałem sobie, że biznes poczeka: jak sęp, który czatuje nad oddającą ducha ofiarą, tak mamona zastygła nad Trójkątem, aż ten zniszczeje i jego mieszkańców będzie można przesiedlić, aby odremontować co się da, a resztę wyburzyć, zaś po uprzątnięciu gruzów wznieść luksusowe apartamenty. Jak widać obrzeża Trójkąta już dojrzały do tego, bo mamona zaczyna je podgryzać i trawić na swoją modłę.
Cały Wrocław, a także niebo, spoglądają na te niszczejące, porzucone przez włodarzy miasta domy.
Tunele pomiędzy szpalerami kamienic był po prostu smutne. Tak, smutne. Jeszcze sto lat temu pewnie była to dzielnica zamożna, ale dzisiaj tylko nieprzyjazna: surowa i sucha, bo ulic nie odświeża żadne drzewo, ani krzak. W takich miejscach nie potrafię myśleć o niczym innym jak o dzieciach, które codziennie zmagają się z kontrastem własnego otoczenia i bajkowych obrazów serwowanych w telewizyjnych reklamach.
piękno, podobnie jak ozdoby kamienic, ukryte, zlewające się z brudem i zniszczeniem
odkryło się przed nami, gdy weszliśmy na podwórka Trójkąta Bermudzkiego. Było schowane w ludziach nie ze swej winy skazanych na ubóstwo, w śmiechu dzieciaków odmieniającym to nieprzychylne miejsce. Gdy wdaliśmy się w pogawędkę z miejscowymi chłopakami z ławki, którzy naśladując gangsterów z wiadomość, albo starszych kolegów, na widok aparatów schowali twarze w kapturach, wtedy poczułem, że na przekór finansowym drapieżcom, którzy najchętniej wybudowaliby tu wieżowce, a mieszkańców Trójkąta zamienili w niewolników pracujących przy budowie, na przekór ich zakusom na Trójkącie wciąż żyje ludzka wspólnota.
Pamiętam to pytanie: „skąd jesteście”. Odpowiedzieliśmy, że z Wrocławia, ale nie takiej odpowiedzi spodziewał się pytający. Bo było to tak nie na miejscu, jakby powiedzieć, że jest się z Ziemi.
Na podwórku dzieci bawiły się na nowym placu zabaw i obiektach sportowych. To wspaniałe, że miasto zrobiło dla nich przynajmniej tyle. Stał tutaj także inny budynek: z krzyżem. Kościół baptystów.
kto inny jeszcze zszedł do ludzi na Trójkącie? Policja. Miasto lubi iść na łatwiznę: zamiast wyciągnąć dłoń do najbardziej osamotnionych mieszkańców, szachuje ich gończymi psami.
Odsłaniał się przed nami przepych kamienic, który musiał znamionować tę część Wrocławia, nim dostała się w proletariackie ręce władz PRL. 
i jeszcze jedna instytucja zapuściła swoje czułki na Trójkąt (: 

przecinając ul. Kościuszki i kierując się dalej na południe trafi się do zupełnie innej krainy. Kontrastującej z Trójkątem wszystkim oprócz zaniedbania i atmosfery porzucenia. Oto kładka przechodząca ponad wrocławskimi włościami PKP.
Ale jakoś nikomu nie zależy, żeby zagospodarować je w jakikolwiek sposób. Leży ugorem, jakby dopiero co przeżyło bombardowanie.
Szyn kolejowych sukcesywnie ubywa. Te, które pozostały pewnie wkrótce staną się łupem poszukiwaczy surowców wtórnych.
tak jak pokrywa zamykająca ten właz do kanałów.
kiedy mijaliśmy Trójkąt w drodze powrotnej, osiedle przypomniało o swojej niechlubnej sławie.
środa, 16 lipca 2008
dawny blog
piątek, 30 maja 2008
Ruiny altanek. Dziesięć lat z hakiem upłynęło odkąd wielka fala zabrała ze sobą dachy tych budyneczków, a przekonanie, że wielkie kataklizmy nie dotyczą Wrocławia odpłynęło w siną dal. Ruiny wciąż straszą.
Mini wysypisko śmieci. Cały brzeg Odry od ul. Jaracza aż do Mostu Szczytnickiego pokryty jest papierami i butelkami po piwie. To daleko posunięta krótkowzroczność, żeby zanieczyszczać miejsce, gdzie urządza się pikniki. Butelki i reklamówki to nie cukier: deszcz ich nie rozpuści, pozostaną do następnej wizyty.
Lokalny trybalizm: dwóch beztroskich koczowników rozbiło przejściowy obóz pod murami cmentarza przy ul. Bujwida. Bliskość śmierci nie odebrała im humorów: z radością i nadzieją na lepsze jutro pozdrawiali spacerowiczów pijąc za zdrowie całego świata. Za dnia lekkoduchy,a w nocy? Cmentarne hieny?
Budynek PAN. To tutaj jest tworzona wielka nauka. A potem ulatuje wietrznikami i niknie w atmosferze.
Las Rakowiecki rozpoczyna najbardziej niezwykły rejon Wrocławia: pięć minut drogi samochodem od ścisłego centrum rozciągają się dzikie, zielone tereny. Czy ktoś widział kiedy oferty sprzedaży domu z tej okolicy?

Nowo odrestaurowany pałac przy ul. Bierdzańskiej. Jego przeznaczenie wciąż jest nieznane, czyżby miał służyć zborom sekty zrzeszającej elity Wrocławia? kpwpw sądzi, że kozioł na zdjęciu, to kozioł ofiarny (:
W oknie pałacu szata niewiadomoego przeznaczenia.Witek: "To ornat księdza."
Pan ogon: "To masońskie wdzianko."
Maciek: "To ręcznik."




1.
17.
18.














