sobota, 14 lipca 2012

Dialog Piechura z Krzysztofem, z wyprawy zapamiętany i wiernie oddany


Piechur: Chodzę już z wami kilka miesięcy, przyjacielu, i nadal nie mogę pojąć, jaką metodą obieracie ścieżki, którymi przecinacie Wrocław.

Krzysztof Różnicki: Nie ma w tym żadnej tajemnicy.

P: Wyjaw mi to zatem.

KR: Idziemy tam, gdzie poniosą nas nogi.

P: Myślałem, że ty jesteś przewodnikiem.

KR: Nasz klub nie ma przewodników. Każdy idzie sam, chociaż wspólną przemierzamy drogę. A jeśli jest jakiś cel przed nami, to tylko ten, żeby od chodzenia łydki mieć mocniejsze i większe rozeznanie we Wrocławiu.

P: Czy dlatego zachodzimy w zaułki ciemne i odludne? Żeby poznać nieznane? Przyznam, bo nie będzie mi to chyba ujmą, że lękam się łazić w miejsca niebezpieczne.

KR: Lęk jest naszym zajadłym nieprzyjacielem, choć jest jeszcze jeden, większy. Niewiara, że ten czy inny szlak nie tobie jest pisany, choć serce tam ciągnie. Piętrzysz wtedy wymówki, że ciemno, że masz buty nieodpowiednie lub żeś za słaby. Zdradzę ci, bracie, wielką naukę klubu, że droga ta jest właśnie dla ciebie i nią idąc, dojdziesz do dobrego końca swej podróży.

Brak komentarzy: