wtorek, 2 listopada 2010

Miasto, jako żywy organizm, ma swoje biologiczne potrzeby. Jedną z nich jest wydalanie. Kilka miesięcy wcześniej, co zostało na tym blogu udokumentowane, podziwialiśmy wysypisko śmieci na Maślicach, gigantyczną kupę Wrocławia. Skoro jest kupa musi być i mocz. Gdzie Wrocław sika? Na Rędzinie. Ostatnia wyprawa zaprowadziła kpwpw do starej oczyszczalni ścieków, wrocławskiego moczu rozlanego na hektarach pól.


Tak zaczęła się nasza wycieczka. Pobocznymi dróżkami przemykaliśmy się.



Kochany Wrocław. Jak to na obrzeżach naszego miasta bywa: zniszczenie i rozkład to widok nierzadki.


Stara dobra kostka. Czy przetrwa właśnie powstającą obowodnicę? Zapewne.


Przynajmniej pieskom ulżono w ich ciężkiej doli. Na zdjęciu dopiero co otwarte schronisko dla zwierząt.


Tak oto spełnia się wrocławski sen o obwodnicy.

Wkraczamy na teren oczyszczalni. W tle lis.


Jesteśmy świadkami zadziwiającej technologii, dzięki której zanieczyszczenia spuszczone w prywatnych kibelkach wracają do globalnej cyrkulacji wody jako nieskażona ciecz. Woda przesiąka ze zbiorników położonych wyżej do znajdujących się niżej, zostawiając szlam zanieczyszczeń na ziemnych wałach.


Budowa obwodnicy wre. Czy zdążymy przed Euro2012? Z takim sprzętem na pewno (:



Punkt kulminacyjny wyprawy: jezioro gówna. Żeby opisać panujący smród, powiem tak: nie czuliśmy własnych pierdów!


Jeszcze jedno gówniane rozlewisko.



GPS oznaczył naszą trasę - niestety tylko w połowie. Potem padły baterie, a my przedzieraliśmy się przez białe plamy wrocławskich map, przez chaszcze i bagniska.

Brak komentarzy: