
Po ostatniej wycieczce wszyscy czuliśmy, że mamy na Rędzinie niezałatwione sprawy. Teren nie został dostateczenie zeksplorowany. Dręczyły nas dziwne sny o rzekach gówna i szczyn, z których wzywał głos rędzińskich duchów...
Wróciliśmy. Nie bacząc na deszcz i ziąb. Pierwszym zaskakującym odkryciem był szereg kanało-kominków sterczących wzdłuż linii Odry. Precyzja wykonania zdradzała germański zmysł techniczny, jednak szklane i szmaciane ozdoby to bez dwóch zdań słowiańska robota.
Wnętrze kanało-kominka.
Marsz doprowadził nas do Trzciany - sztucznego strumienia z XIX wieku.
Nad Trzcianą przeszliśmy drewnianym, zapomnianym mostkiem.
Dalej drogę przecięła nam rzeka Widawa. Sterczące pale sugerują, że kiedyś i tutaj przeprawę umożliwiał most.
Podczas wędrówki natrafiliśmy na ślady niszczycielskiej mocy bobrów.
Wrocławskie wydzieliny niosą zagładę nawet najbardziej żywotnym organizmom.